Wczoraj wielkie przyjęcie u Amerykanów z racji święta narodowego. W ogrodzie rezydencji ambasadora, na przepięknej skarpie dalekiego Mokotowa zeszło się ze 600 osób. Była też uroczystość z podniesieniem i spuszczeniem flagi na wysokim maszcie przy dźwiękach hymnu (granego z taśmy). Paweł Hertz, w kwaśnym humorze, powiedział, że widać, iż oni mają tylko 197 lat państwowości… Deszcz trochę popadał, myślałem, że im zepsuje wszystko i nuciłem „Gott straffe Amerika”, ale skończyło się na paru kropelkach. A przydałaby się im kara za flirty z Moskwą – ostatnio na ambasadzie zdjęli już wszystkie fotografie, został tylko wielki Breżniew z Nixonem. A jednocześnie zaczęła się konferencja w Helsinkach – z przemówienia Gromyki widać, że to bezczelny sowiecki pic – a oni, ci Amerykańcy, furt się na to nabierają. Może dopiero jak na własnej skórze poznają, czym jest Rosja, wówczas oczy im się otworzą. Na razie są beznadziejni, a frazesy bez treści, jakie wymieniają, mogą przyprawić o mdłości.
Warszawa, 4–5 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.